Stanisław Żaryn Stanisław Żaryn
4674
BLOG

Ekologia, czy ekonomia – kilka słów o CO2

Stanisław Żaryn Stanisław Żaryn Polityka Obserwuj notkę 1

Od kiedy pamiętam, zawsze straszono ludzi nadchodzącym kataklizmem. Gdy byłem młodszy, na topie była dziura ozonowa, z powodu której rzekomo Ziemia miała zostać wypalona przez Słońce. Gdy okazało się, że nie jest to tak wielki problem, zaczęto mówić o gazach cieplarnianych, następnie o globalnym ociepleniu, teraz modna jest emisja CO2. Schemat alarmowania o zagrożeniu był zawsze taki sam. Najpierw następowała faza podsycania paniki, potem jej utrzymywanie, a gdy się już nie dało, jej natychmiastowy upadek i poszukiwanie nowego zagrożenia. To między innymi cykliczność alarmowania o nadchodzącym kataklizmie, które później okazuje się nie groźne, powoduje, że idea walki z emisją dwutlenku węgla nie przekonuje mnie zupełnie. Są jednak i inne powody.

Po pierwsze zgodnie z wynikami badań geologów obserwowany wzrost średnich temperatur jest czymś naturalnym. Naukowcy podobne tendencje obserwowali już wcześniej. Około roku 1000 na Ziemi było tak ciepło, że na Grenlandii (stąd nazwa) uprawiano pszenicę. Czterysta lat później na świecie obserwowano ogromny spadek temperatur. W osiemnastym wieku temperatury były już tak niskie, że rzeki w dzisiejszej Wielkiej Brytanii zamarzały. Od tamtego okresu na świecie znów odnotowywano wzrost temperatur. Świat się nie skończył.

Skoro przez wieki klimat sam się regulował, a Ziemia istniała dalej, to dlaczego w dzisiejszym świecie człowiek miałby mieć wpływ na to co się dzieje z klimatem? Tego od zwolenników walki z jego zmianami nie dowiadujemy się. Podobnie z resztą, nie przekazuje się opinii międzynarodowej faktu, że najwięcej CO2 emitują oceany! A dwutlenek węgla produkowany przez światowy przemysł to zaledwie 4 procent całej rocznej emisji na Ziemi. Oznacza to, że „proekologicznie” nastawieni ideologowie namawiają społeczeństwa do zmniejszenia światowej emisji CO2 zaledwie o 1 procent (UE bowiem chce zmniejszenia emisji o 30 procent). W protokołach, dokumentach, czy wypowiedziach „ekologów” nie znajdują się żadne argumenty, mówiące, dlaczego ten jeden procent emisji ma być tak istotny dla przyszłości świata.

W imię redukcji emisji CO2 zmusza się kraje do wykładania ogromnych sum na walkę ze zmianami klimatu. Wątpliwości co do idei tej walki wzrastają  po sprawdzeniu, kto na tym najwięcej zyska. A zyskają najlepiej rozwinięte państwa Unii Europejskiej, czyli ci, którzy najgłośniej mówią o potrzebie walki ze zmianami klimatu. I to zyskają podwójnie. Po pierwsze zyskają na giełdzie emisji, która ma być częścią globalnej walki z ociepleniem. Rynek emisji ma działać na takiej zasadzie, że przedsiębiorstwa, które zainwestują w modernizację elektrowni np. w Chinach, otrzymają prawa do emisji w takiej ilości o jaką uda im się zmniejszyć emisję w danym zakładzie. Prawo to mogą sprzedać na rynku krajom, czy zakładom, które przekraczają przyznane im limity. Na obrocie emisjami będzie można zbić gigantyczne majątki. Największe dokonania w modernizacji elektrowni na świecie mają przedsiębiorstwa z Niemiec i Francji, czyli główni rozgrywający Wspólnoty. Rynek emisji oznacza gigantyczne zyski dla niemieckich i francuskich firm, a co za tym idzie zyski dla budżetów tych państw.

Najważniejsze kraje UE zyskają również, dzięki spowolnieniu gospodarczemu, które dotknie wszystkie kraje inwestujące ogromne pieniądze w zmniejszenie emisji. Państwa, których energetyka jest oparta na węglu, będą musiały wydawać pieniądze nie na rozwój, tylko remonty swoich elektrowni czy przebudowę całego systemu energetycznego kraju. Dzięki walce ze zmianami klimatu różnica między najbogatszymi krajami Wspólnoty, a państwami rozwijającymi się jeszcze się zwiększy.

Podejrzenie dotyczące idei walki ze zmianami klimatu budzi także sposób prowadzenia debat na ten temat. Ich uczestnikami bowiem najczęściej nie są naukowcy, tylko politycy lub działacze organizacji ekologicznych, którzy z nauką mają niewiele wspólnego. Podczas spotkań nie ważne są wyniki badań, czy naukowe rozprawy, a o tym, czy człowiek ma wpływ na zmiany klimatu często decyduje się w głosowaniu. Główną twarzą walki z globalnym ociepleniem jest były wiceprezydent USA Al Gore, który lata wszędzie prywatnym odrzutowcem i był udziałowcem firmy wydobywającej ropę naftową. Na klimatyczne szczyty politycy przylatują własnymi samolotami (do Kopenhagi miało ich przybyć ponoć aż 140), a koszty energetyczne spotkań klimatycznych są ogromne. Jednym słowem wszelkie rozmowy na temat walki ze zmianami klimatu podszyte są zakłamaniem i niechęcią do naukowego opracowania tematu.

Sensowność proponowanych rozwiązań nie jest klarowna nawet jeśli przyjmie się, że Ziemia rzeczywiście może zginąć przez CO2. Dlaczego bowiem przyjęto taką strategię walki z dwutlenkiem węgla. Skoro on jest takim problemem, dlaczego Unia Europejska nie wzywa do gigantycznej akcji zalesiania terenów. Dlaczego nie słyszymy o projektach nawadniania na masową skalę terenów pustynnych w Afryce i zalesiania ich. Przecież nadwyżki CO2 można po prostu przerobić na tlen dzięki lasom. Dlaczego UE nie występuje z akcją skierowaną w tę stronę, tylko woli mówić o modernizacji energetyki, czy kuriozalnych inwestycjach w „ekoenergię” (nawiasem mówiąc jednym z pomysłów było zainstalowanie afrykańskim plemionom w domach kuchenek na biomasę. Podobno ogniska emitują dużo CO2!). Prawdopodobnie dlatego, że na tych projektach zarobić się nie da, a w całej sprawie walki ze zmianami klimatycznymi chodzi głównie o robienie kasy.

Jestem dziennikarzem i publicystą. Pracowałem m.in. w redakcji portalu Fronda.pl i Polskim Radiu. Byłem jednym z prowadzących audycję Frondy.pl w Radiu Warszawa (106,2). Publikowałem m.in. we "Frondzie", "Opcji na Prawo", "Idziemy", "Rzeczach Wspólnych" i "Gazecie Polskiej". KONTAKT: zaryn.blogi[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka